piątek, 25 stycznia 2013

Mój pierwszy makijaż

W Jakucji mówią "szczęście dziewczyny jest w jej twarzy." Skoro można pomóc twarzy makijażem, to czy to znaczy, że kosmetyki są warunkiem szczęścia? Chyba daleko zabrnęłam;-) ale coś w tym jest. Ja z makijażem czuję się ładniejsza i pewniejsza siebie. 


Kiedy miałam 16 lat trenowałam taniec towarzyski. Przed pierwszym turniejem okazało się, że bez makijażu ani rusz i ja - harcerka propagująca naturalność - muszę się nauczyć maskować swoją twarz w profesjonalny sposób. Dzień przed turniejem, w piątkowy wieczór moja osobista mama pomalowała mi jedno oko, co próbowałam skopiować po drugiej stronie twarzy. Wyglądało to mniej więcej tak: klasyczne przyciemnienie zewnętrznych kącików oczu brązem, czarny tusz, jasny róż na policzki i różowy błyszczyk. Uznałam, że wyglądam jak kurtyzana, ale mój tata skomentował to: "jesteś umalowana?". Nie było czasu na więcej prób, więc następnego dnia spakowałam kosmetyki mamy i uczyniłam na swojej twarzy w miarę wierną kopię piątkowego makijażu. Koleżanka - bardzo spanikowana - wysypała swoje kosmetyki i - patrząc na moją twarz, zapytała: umiesz robić makijaż? A ja uznałam, że malowanie jest świetnym sposobem na walkę ze stresem. I w ten sposób wykonałam kilka pierwszych w życiu makijaży, które moja trenerka łaskawie uznała za profesjonalne. Chociaż teraz, gdy patrzę na kiepskie fotografie z tego czasu, to zastanawiam się, ile w tym było prawdy, a ile dobrej woli;-)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz